Opowieści z meekhańskiego pogranicza
Przychodzi taki moment w życiu każdego czytelnika, kiedy zaczyna nas nudzić ulubiony gatunek literacki. Nie inaczej jest z fantasy, szczególnie gdy sklepowe półki uginają się pod średniej jakości powtórką z rozrywki. Ile można czytać o dobrych protagonistach zbawiających świat przed złem? O wampirach albo menelach z zacięciem do ciemnej strony mocy, w rzeczywistości zdradzających tendencje do zbawiania ludzkości? Ile wytrzymamy opowieści o smokach, bądź innych magicznych stworzeniach, przyprawionych dużą dozą romansu opisanego jak w podręczniku ginekologii dla opornych?
Każdy z nas sięgając po nowości z półki fantasy musiał nie raz trafić na “dziełka”, które wzorowały się nie na archetypach, ale wprost na kliszach i utartych schematach, podlewając to w dodatku nielogiczną i nonsensowną kreacją świata. A mimo tego wracamy do fantasy, pragnąć odnaleźć książki, które na zawsze pozostaną w naszej pamięci. Szukamy prawdziwie magicznego świata, do którego będziemy z przyjemnością powracać. Jeśli szukacie takiej lektury, to chciałabym zachęcić Was do przeczytania “Opowieści z meekhańskiego pogranicza” Roberta M. Wegnera.
Polski George R.R. Martin?
W internetowych recenzjach książek Wegnera często można natknąć się na stwierdzenia w rodzaju >>Lubisz “Grę o Tron”/cykl “Pieśn Lodu i Ognia”? Sięgnij po Meekhan!<<. I tu pojawia się istotne pytanie – na ile prawdy jest w tym porównaniu. Czy to możliwe, by polski pisarz napisał podobny cykl? A może podobna jest tylko fasada opowieści – walka o władzę, smoki, cycki, wino i lodowe upiory? Moim zdaniem powrót do epickiego i bogactwo kreowanego świata fantasy jak najbardziej uzasadnia porównania z Martinem. Czytając o walkach z koczownikami, nie mamy innego wyboru – zanurzamy się w wykreowanym przez Wegnera uniwersum i u boku Verdanno stawiamy czoło wrogom, wędrujemy zaułkami portowego miasta, umieramy na pustyni, gonimy po górach za aherami, modlimy się w zatoce kontemplując fale, wreszcie badamy ziemię pod niebem koloru stali. Wegner (podobnie jak Martin) sprawia, że przeżywając przygody bohaterów jesteśmy bardzo mocno zakotwiczeni w wykreowanym świecie. Nie możemy się oderwać, nawet jeśli nie interesują nas opisy wozów bojowych czy wyścigów konnych. Autor sprawnie wykorzystuje zarówno naszą empatię, jak i niecierpliwość. Kolejne strony wywołują pytania: co dalej? Dlaczego? I jak to jest możliwe? Łamiąc schematy, mieszając style, ubarwiając archetypy, stwarzając realne poczucie zagrożenia Wegner osiągnął efekt zbliżony do kreacji uniwersum Martina.
A może drugi Sapkowski?
Naturalnie dla polskiego czytelnika fantasy równie istotnym punktem odniesienia będzie “Wiedźmin”. Czy Robert Wegner jest drugim Sapkiem? Tutaj odpowiedź jest zdecydowanie bardziej kategoryczna. Nie. Wegener to pisarz innego typu, tworzący własną markę. Jego Meekhan jest już od samego początku niezwykle dopracowany i “dopieszczony”. Nie znajdziemy w nim klisz w rodzaju: drużyny bohaterów złożonej z barbarzyńcy, czarodziejki, kapłana i krasnoluda. Pisarz czepie raczej z historii oraz mitów, potrafi wszakże zaprezentować je w oryginalnej, wegnerowskiej formie. Dlatego czytając książkę, mamy wrażenie obcowania z czymś zupełnie nowym.
Bohaterowie rubieży
A historia opowiadana przez Wegnera oraz stworzony przez niego świat są fascynujące. Na styku kultur dochodzi do spotkań, które mogą odmienić losy Imperium. Wydaje się, że tylko ono zapewnia stabilizację, a świątynni kapłani Wielkiej Matki chronią ludzkość przed złem zza Mroku. Przemieszczając się po pograniczach odkrywamy odstępstwa od Wielkiego Kodeksu, mroczną magię, starcia i rozgrywki polityczne, których korzenie sięgają głęboko w przeszłość. Odważni żołnierze Górskiej Straży nie spoczną, dopóki nie wypełnią rozkazu i nie rozwikłają tajemnicy potwora nawiedzającego wioskę. Honorowi, lojalni, bezwzględni – zyskują sympatię już od pierwszych stron “Północy”. Czaaradan ze “Wschodu” jest dla Kailean jak rodzina. Wobec zagrożenia ze strony Pomiotników i koczowników wojownicy Laskolnyka przemkną przez Uroczysko, gotowi poświęcić się dla uratowania miasta. Asasyni Issaram z “Południa” szukają własnej drogi życiowej i odpowiedzi na pytania nurtujące czytelnika: jak wyglądały Wojny Bogów? Czy narodzą się nowi awenderi? Portowy złodziejaszek z “Zachodu” dotyka magicznego miecza i przez następne kilka lat walczy o życie, uciekając przez przeznaczeniem.
Od kilku miesięcy przeżywam niesamowitą fascynację Meekhanem. Postaci Wegnera mają doskonale skonstruowane podłoże psychologiczne i motywację, dzięki której mocno zastanawiamy się nad ich konfliktami tragicznymi. Przechodzą przemiany, szukają odpowiedzi, pomocy, miłości, śmierci oraz różnic pomiędzy tym, co wydaje się dobre, a niedoprecyzowanym złem i zagrożeniem. Walczą, kochają, stają naprzeciw siebie i przeznaczenia, a czytelnik z zapartym tchem czeka na to, co spotka ich dalej.
Dotychczas nakładem wydawnictwa Powergraph ukazały się:
- 1. tom “Opowieści z meekhańskiego pogranicza: Północ Południe”
- 2. tom “Opowieści z meekhańskiego pogranicza: Wschód Zachód”
- 3. tom “Niebo ze stali. Opowieści z meekhańskiego pogranicza”
- 4. tom “Pamięć wszystkich słów. Opowieści z meekhańskiego pogranicza”
Zapowiedziano tom 5. “Każde martwe marzenie”, który prawdopodobnie ukaże się w tym roku. Na stronie Powergraph można znaleźć darmowe opowiadanie “Każdy dostanie swoją kozę”, które opisuje przygody oddziału Kennetha i stanowi dodatek do uniwersum.
Ponadto zachęcam do posłuchania wypowiedzi Roberta na youtubie, w radiu i na fanpejdżu Imperium Meekhańskiego.
PS. W Rosji Meekhan cieszy się ogromną popularnością. Fani dopytują się o atlasy świata, planszówki, seriale, prequele i komiksy na podstawie “Opowieści”. Teraz czekamy, aż HBO zaproponuje ekranizację cyklu 😉
Dominika
Komentarze
Prześlij komentarz