Photobucket Photobucket photobucket Photobucket Photobucket

Czytamy Meekhan #1: Światło na klindze miecza

Opowieści z meekhańskiego pogranicza

ZACHÓD Sztylet i morze
Światło na klindze miecza

Pożeracz Mroku

Altsin dochodzi do siebie po całonocnej popijawie z Nesbordczykami, północnymi piratami. Dręczą go mdłości, mewy krzyczą tuż nad głową cierpiącego, a na dodatek świeci słońce.

Niestety, Eyfra – Prządka Losu, miała wobec jego osoby inne plany i po kolejnym ataku torsji doszedł do wniosku, że tak łatwo się nie wymiga.

Altsin wspomina Panią Losu, boginię, która ma prawdopodobnie największą styczność z mieszkańcami Meekhanu w porównaniu do pozostałych nieśmiertelnych bytów.

Jak na niezamożnego mieszkańca Ponkee-Laa, Altsin ubiera się w bardzo drogie, hertydzkie płótno; nosi także skórzaną kamizelkę wytłaczaną w wethyjskie, spiralne wzory.

Na dodatek miał też oba sztylety, pas, sakiewkę, srebrny łańcuszek i stalową bransoletę wysadzaną opalami. A to już zakrawało na cud.

W nocy Altsin wypełniał misję zleconą mu przez Cetrona – dostarczył piratom mapę z wyznaczoną trasą rejsu mittarskiej galery. Ar-mittar to sąsiednie państwo-miasto, które rywalizuje z Ponkee-Laa. Cetron, przywódca portowych złodziei, wchodzi w układ z Nesbordczykami. Około trzydzieści lat wcześniej Nesbordczycy najechali Ponkee-Laa, później próbowali swojego szczęścia na południu.

Jak sam autor przyznał, uniwersum wyrosło dookoła Ponkee-Laa.

Dlaczego Cetron współpracuje z Nesbordczykami, choć wcześniej z nimi walczył? W grę wchodzą korzyści z handlu czy układy polityczne w księstwie Fiilandu? Horgers, kapitan nesbordzkiego langskipu, nie tylko nie okradł Altsina, ale przywiązał złodzieja do słupa molo, by ten nie utopił się miotany torsjami.

Tę część portu, a w szczególności molo, oddano do użytku przed niespełna dwoma miesiącami. Nazwano je górnolotnie i zdecydowanie na wyrost „molem skórzanym”, a miało służyć jako miejsce cumowania okrętów ludów północnych wysp. Nesbordczycy, Ferlengowie, Sekki, Faosi i inne nacje, pływające przeważnie odkrytymi, wielowiosłowymi langskipami, dostały wreszcie wydzielony dla siebie kawałek portu.

Rada Miejska Ponkee-Laa próbuje uniknąć burd w karczmach. Słynący z gorącej krwi mieszkańcy północy parają się głównie piractwem i odstraszają kupców.

Ponkee-Laa było największym miastem na zachodnim wybrzeżu kontynentu, a tutejszy port, wybudowany za czasów świetności Imperium Meekhańskiego, był największym portem całego cywilizowanego świata.

Ponkee-Laa, choć od trzydziestu lat nie jest zarządzane przez Meekhan, nadal rozwija handel morski. Przez trzysta lat meekhańscy inżynierowie, kapłani, architekci, arystokracja i szpiedzy przyczynili się do rozwoju państwa-miasta leżącego u ujścia jednej z największych rzek kontynentu, Elharan. Obecnie Ponkee-Laa musi tolerować piratów, by zapewnić sobie import futr, fiszbinów, ambry i złotego bursztynu.

Zachód Meekhanu

Altsin wlecze się do nabrzeża, gdzie staje oko w oko z Heregontem i Teo, wielkoludem przypominającym trolla.

– Tak siedzę sobie tu od świtu i myślę. – Stan uzębienia wskazywał, że w razie walki należy jak ognia unikać ugryzienia przez tego osobnika. Śmierć w wyniku zakażenia byłaby pewna, a na dodatek długa i wyjątkowo bolesna. – Leży biedak na tych paskudnych deskach i cierpi, menczy sie, pójdę i mu ulże.

Złodziej wyciąga sztylety, ale do walki nie dochodzi – Heregont i Teo zmywają się na widok obstawy Kerlana, prawej ręki Cetrona. Kerlan wiezie Altsina do dzielnicy drobnych kupców, gdzie mieści się kamienica herszta.

Szyld głosił „Amulety, Talyzmany y Wszelakie Inne Magiczne Precyoza”. Takie reklamy robiły się ostatnio modne, choć Altsin był pewien, że parę dni wcześniej w sklepiku sprzedawano przyprawy, korzenie i zioła. Widocznie Cetron zmienił profil swojej inwestycji.

Przywódca gildii jest mocno zdenerwowany, gdyż podejrzewa Altsina o kradzież najważniejszej relikwii perły zachodu, miecza Reagwyra. Cetron pyta Kerlana o okoliczności zgarnięcia Altsina z portu, później indaguje go o finalizację umowy z Nesbordczykami.

Myślę, że i tak zamierzali poswawolić trochę w drodze na północ.

– Poswawolić?

– Takiego określenia użył.

– Aha. Więc był zadowolony?

– Cholernie. Ugościł mnie resztką swoich dawnych zapasów, czymś, co nazywało się berdys… bergas?

– Bergoass.

– Całkiem smaczne, chociaż nie do końca zrozumiałem, co to jest.

– To, co odróżnia barana od owcy, marynowane w krowim moczu. – Cetron uśmiechnął się złośliwie.

W kamienicy Cetrona zjawia się Deargon Kanewos, Wielki Skarbnik Świątyni Miecza. Kapłan Reagwyra zna herszta z czasów młodości i teraz zwraca się do Altsina o pomoc w odnalezieniu skradzionej relikwii.

– Synu. – Dziś widocznie nie tylko Cetron nabrał ochoty, żeby mu ojcować. – Dzisiaj w nocy skradziono Dengothaag – Miecz Reagwyra.

Powiedział to tak, jakby chodziło o beczkę śledzi. A przecież wiadomość była tej samej wagi, co gdyby powiedział: „Dzisiaj w nocy skradziono latarnię morską”. Albo: „Postanowiłem założyć w świątyni największy lupanar po tej stronie oceanu”. Lub też: „Straż miejska przestała brać łapówki”.

Dengothaag należał do samego Reagwyra, który w czasie Wojen Bogów 3,5 tys. lat temu wbił ostrze w paszczę mitycznej bestii. Dwie trzecie zachowanego Pożeracza Mroku jest monstrualnych rozmiarów i żaden człowiek nie jest w stanie unieść go samodzielnie. Kapłan świątyni mówi o aurze i piętnie, jakie odciska Dengothaag na każdej osobie, która miała z nim styczność. Pyta także Altsina o wyznanie wiary.

„Wierzę w Baelta’Mathran, Pramatkę, z której łona zrodzili się bogowie, którzy zjednoczeni wspólną wizją stworzyli świat i wszystkie rzeczy na nim, nad nim i pod nim. A na końcu stworzyli rozumnych, do których zaliczają się…”. I jakoś tak dalej. – Nagle poczuł się strasznie głupio, że nie może sobie przypomnieć reszty.

Wielki Skarbnik Świątyni Miecza snuje rozprawę teologiczną na temat powiązań Reagwyra z Wielką Matką (najważniejszym bóstwem panteonu) oraz roli Nieśmiertelnego w czasie Wojen Bogów. Kapłan opowiada o walce Pana Bitew z legionami Niechcianych, którą bóg stoczył nieopodal Ponkee-Laa, czego pozostałością są Szkarłatne Wzgórza, ogromne Uroczysko.

– Ale trzysta lat temu przyszło do nas Imperium Meekhańskie ze swoim przerośniętym kultem Wielkiej Matki. I choć sam w głębi ducha oddaję jej należną cześć, nie mogę pozwolić, by wynaturzone ambicje niektórych kapłanów, tłumaczących po swojemu święte księgi, odciągnęły nas od wielbienia największego z opiekunów ludzkości. Rozumiem Meekhańczyków, w końcu u zarania swojego Imperium stoczyli krwawą wojnę z kapłanami Pana Bitew, którzy zapomnieli o prawdziwym posłannictwie i próbowali zakładać własne państwo. Lecz nadejdą wreszcie czasy, kiedy Reagwyr zajmie należne mu miejsce na tronie stojącym równie wysoko, jak tron Wielkiej Matki. Jak przystało na najszlachetniejszego z Pierworodnych.

Deargon stara się uświadomić Altsinowi, jak ważna jest relikwia i jej szybkie odnalezienie. W ciągu ostatnich dwudziestu lat liczba wyznawców Reagwyra wzrosła sześciokrotnie, a przyczyną wzrostu kultu są uzdrowienia, jakich wierni doświadczają w pobliżu relikwii obnoszonej w procesji.

– Więc bez Miecza Świątynia jest w poważnych opałach?

Deargon wykrzywił się do Cetrona.

– W poważnych opałach?! Nie mówiłeś, że on ma dziwne poczucie humoru.

– Zapomniałem. Ale on naprawdę ma dziwne poczucie humoru.

Deargon, Cetron i Altsin zastanawiają się, od czego rozpoczęliby planowanie kradzieży ogromnego miecza. Altsin pyta o zakonników skłonnych do przyjmowania łapówek i o wrogów świątyni. Cetron gasi chłopaka kąśliwą uwagą, ale Altsin nadal kombinuje i rozważa, kto mógł stać za kradzieżą.

Ten Miecz nie został skradziony dla okupu, bo nawet meekhański imperator nie nacieszyłby się tym okupem zbyt długo. Mam rację, wasza dostojność?

Kpiące iskierki znikły z oczu kapłana i to wystarczyło za odpowiedź.

Cetron podaje wymiary żelastwa, a zdenerwowany Deargon naciska na Altsina.

Ja wierzę, nie, ja wiem, że to jest Miecz Reagwyra, wykuty przez niego z serca upadłej gwiazdy, zahartowany w krwi Leaffary i po trzykroć przeklęty przez sługi Niechcianych. I wiem, że nadejdzie dzień, gdy nasz Pan znów będzie potrzebował Miecza, a Ostrze zostanie przekute na nowo, i to tak, że żadna siła już go nie złamie. (…) Wolałbym osobiście podpalić świątynię, niż pozwolić, żeby czyjeś plugawe, bezbożne łapy choć o jeden dzień dłużej dotykały Miecza. Nie pozwolę, żeby ktokolwiek – złodziej, kapłan, czarownik czy sam Przeklęty – trzymał go w rękach!

Kapłan posuwa się nawet do gróźb kaźni, tak silna jest jego wiara w moc boskiego miecza. Gdy skarbnik wychodzi, Kerlan, Altsin i Cetron omawiają blokadę dróg, poszukiwania w porcie, plany ucieczki z miasta. Herszt nie chce opuścić Ponkee-Laa, nawet w obliczu tak poważnego kryzysu. Altsin pyta, czy Cetron poinformował Ligę Czapki, zrzeszającą wszystkie złodziejskie bandy miasta. Miasto huczy od plotek, a zadaniem złodziei będzie wyłowienie cennych informacji o relikwii.

– Ja zajmę się Mieczem. Gdzie był przechowywany, jak go strzeżono, jaki był system wart i zaklęcia ochronne. I w jaki sposób, do cholery, można było niepostrzeżenie wyjść ze świątyni, taszcząc na plecach pięćdziesiąt funtów złomu.

Altsin wyciąga od Cetrona kieszonkowe i kieruje się do D’Artweeny, dzielnicy magów, czarnoksiężników i nekromantów, gdzie mieszka Zorstean.

W D’Artweenie można było znaleźć radę na większość kłopotów i przypadłości dręczących zwykłych ludzi. Można też było, jeśli ktoś zachowywał się nieodpowiednio, nabawić się kłopotów i przypadłości, nieznanych większości zwykłych ludzi. W kontaktach z jej mieszkańcami liczył się przede wszystkim takt i umiar.

Zorstean-wal-Laweb, czarodziejka z D’Artweeny, niegdyś przyłapała Altsina na próbie kradzieży. Chłopak został zmuszony do odpracowania swojej kary w domu czarownicy i od tamtej pory pośredniczy w kontaktach pomiędzy Zorstean a Cetronem. Teraz Altsin zwraca się do nietypowej czarownicy o pomoc.

Usiadła naprzeciwko, poprawiając odruchowo włosy. Poczuł swędzenie między łopatkami.

– Wiesz, że nie lubię, jak to robisz.

– Cuchniesz dziwną Mocą, Alt. Już ktoś dziś badał cię, używając magii. Żyję jeszcze tylko dlatego, że zawsze sprawdzam takie rzeczy. Kto to był i dlaczego to robił?

Złodziejaszek wyczuwa, gdy ktoś używa magii (podobnie jak pewien rudy porucznik z północy). Zorstean prowadzi Altsina do pracowni pełnej metali i kryształów – czarownica korzysta głównie z aspektu Ciemna Pięść związanego ze Ścieżką Ziemi.

– Opowiadaj. Wszystko po kolei – rozkazała, rzucając się w szaleńczy bieg po poddaszu. Wydawało się, że łapie różne rzeczy na chybił trafił i układa je na szerokim stole.

Nie przerywała krzątaniny ani na moment, nie zadawała żadnych pytań i nie wydawała zdumionych okrzyków.

Wydawało się, że równie dobrze mógłby recytować nesbordzki epos rodowy. I to w oryginale.

Zorstean tłumaczy Altsinowi, że miecz Reagwyra jest samodzielnym źródłem Mocy, w którym można wyczuć ponad czterdzieści różnych aspektów magicznych. Na dodatek Dengothaag nie jest ślepym źródłem, a ukierunkowanym.

– Może taka jest natura Miecza, może wystawiają go publicznie w apogeum jego Mocy? A może odpowiedź leży gdzie indziej? Głęboko zagrzebana.

– Sugerujesz, żebym zajrzał do lochów pod świątynią?

– Jeśli chcesz się napić czystej wody, sięgnij do źródła.

Zgodnie z radą czarodziejki, złodziej postanawia zbadać podziemia świątyni. Na koniec Zorstean wykorzystuje rytuał krwi, by pokazać Altsinowi pulsację Mocy w mieście i pyta chłopaka, jakim cudem kapłani byli w stanie orzec, że miecz Reagwyra nie opuścił Ponkee-Laa?

Świątynia była opustoszała. Zgodnie z tym, czego się spodziewał, większość mnichów i cała straż szukała relikwii poza jej murami. Nie miał najmniejszego problemu, żeby znaleźć wejście do lochów, z których skradziono Miecz.

W podziemiach Altsin bada kamienny postument, na którym leżała relikwia. Wyczuwa ukłucie Mocy i nakrywa młodą, seehijską wiedźmę, która czai się w ciemnościach.

– Spokojnie. – Przycisnął ją nagle do ściany, wykręcił rękę, sięgnął za pas na plecach i szybkim ruchem pozbawił krótkiego, sierpowato zakrzywionego noża. – Nic tak nie buduje zaufania jak fakt, że ja mam twoją broń. A teraz nie wierć się, bo nas znajdą.

Do lochów wchodzi trzech kapłanów Reagwyra, którzy nie zauważają dwójki intruzów przykrytych magiczną peleryną. Zakonnicy kierują się w głąb podziemi, gdzie przepytują jeńca. Altsin i Aonel po krótkiej szarpaninie nasłuchują odgłosów tortur, następnie kapłani opuszczają lochy. Aonel zmusza Altsina do niechętnej współpracy. Złodziej wyciąga pęk wytrychów i razem z dziewczyną siłują się z opornymi drzwiami. W tunelu znajdują pułapkę z iluzją, której strzeże aurawir, groźny potwór z Uroczyska. Za kolejnymi drzwiami Aonel odnajduje swoją matkę, przykutą do Pożeracza Mroku.

Był wielki, ogromny, tak duży, że wyglądał bardziej jak rzeźba, wyobrażenie, nie tyle broń, co hołd oddany sztuce tworzenia morderczych narzędzi. Sam jelec miał rozpiętość ponad pięciu stóp, a wyrastająca z niego rękojeść kulistą głowicą niemal dotykała sufitu. Siedem stóp klingi lśniło matową czernią w blasku pochodni. Jeśli miecz miał proporcje relikwii, to co najmniej trzy stopy ostrza tkwiło jeszcze w kamieniach posadzki.

Altsin wyciąga rękę i kaleczy się o krawędź ostrza. Zachłanny Dengothaag spija krew złodzieja cieknącą z rany.

– To ostrze nigdy się nie tępi i nigdy nie ma dość krwi. Po to zostało stworzone. – Przykuta postać uniosła głowę i zwróciła twarz w jego stronę. Jej oczy wypełniało bezbrzeżne znużenie. (…) – Ciągle jest głodne, nienasycone – szepnęła. – Och, Wojowniku, gdybyś wiedział, co oni zrobili z twoim Mieczem…

Aonel wymienia kilka gorączkowych słów z matką. Starsza Seehijka tłumaczy im, do czego kapłani wykorzystywali kopię miecza podczas procesji.

Stare bajki, mówiące o tym, jak zrozpaczony po śmierci córki bóg wrzucił złamany Miecz do morza, mają w sobie ziarenko prawdy. Przynajmniej jeśli chodzi o rozpacz. Jednak tak naprawdę liczy się tylko to, że Miecz tkwił w tym miejscu ponad trzy tysiąclecia. Później znalazła go grupa kapłanów, wybudowała pod wodą lochy, osuszyła je i zagarnęła relikwię dla siebie.

Zakonnicy znaleźli sposób, by przelać Moc miecza na replikę, którą wierni oglądają podczas procesji. Dengothaag pochłania dusze ofiar konających na klindze, a efektem ubocznym jest uzdrowicielska siła. Kradzież kopii i szantaż nie pozwoli Aonel na uwolnienie matki. Altsin ogląda więzy i próbuje użyć mikstury zwanej “siuśkami pijanego Nesbordczyka”.

Zazwyczaj same opary potrafią przegryźć żelazo. Czekał dłuższą chwilę, wreszcie skrzywił się i lekko dotknął palcem metalu. Żadnych śladów. Delikatnie, z najwyższą uwagą przechylił szyjkę nad łańcuchem i pozwolił, by pojedyncza kropla spadła na jego powierzchnię. Pamiętał dokładnie reakcję zwykłej stali, nawet najlepszej, syczenie, bąble i dym o gorzkokwaśnym zapachu. Tu nie wydarzyło się nic takiego, kropla zsunęła się po metalu jak woda po nawoskowanym pergaminie i spadła na posadzkę.

Seehijka wie, że prędzej wykrwawi się na śmierć, niż Altsinowi uda się uwolnić ją z okowów. Złodziej pyta, jak kobieta z Amonerii znalazła się w Ponkee-Laa, czemu seehijska wiedźma nie jest w stanie użyć magii przy Pożeraczu Mroku i ile czasu spędziła w podziemiach. Okazuje się, że miecz pochłania czary, a kobieta jest przykuta do miecza od ośmiu miesięcy.

Jeśli kult Reagwyra nadal będzie się rozwijał w takim tempie, za kilkanaście lat zostanie dominującą religią w mieście, a później w księstwie. (…) Meekhańczycy, ze swoją polityką krótkiego trzymania za pysk wszystkich Religii i podporządkowania całego panteonu Wielkiej Matce, wydali mu się nagle bardzo rozsądni i pragmatyczni.

Matka Aonel tłumaczy Altsinowi, czemu do tej pory utrzymywała się przy życiu – Pożeracz Mroku pochłania dusze i kobieta jest przerażona, że jej duch nie odejdzie do Domu Snu.

– Z pomocą rodowych duchów, opiekujących się plemieniem, czerpię z innych źródeł. Jestem wrażliwa na duchy i zbłąkane dusze. (…) – Tu nie ma nic – szepnęła. – Dziesiątki, może setki ludzi umarło w tym miejscu przede mną, a ja nie czuję nic, żadnego śladu po nich, żadnego bólu wyrytego w kamieniach ścian, żadnego cierpienia i rozpaczy. Coś wytarło ich ze wspomnień świata. Całkowicie. Sądzę, że Miecz pochłonął ich zupełnie, pożarł dusze. Dlatego boję się umrzeć.

Seehijka mówi córce i Altsinowi, że nie może zginąć od ostrza. Aby ją uwolnić, będą musieli użyć pętli bądź trucizny.

– Czuję twój gniew, chłopcze. Jesteś pewien, że skierowałeś go we właściwą stronę?

Wyszczerzył zęby, próbując opanować narastającą furię.

– Nie wiem, na razie po prostu pozwalam mu płonąć. Jeśli tego nie zrobię, zacznę wrzeszczeć. (…)

Przyglądała mu się uważnie. Z wyraźnym namysłem na twarzy.

– Twój gniew ma dziwny zapach. – Wyglądała, jakby smakowała powietrze. – I bynajmniej nie płonie… jest bardzo zimny. Lodowaty. Cieszę się, że to nie ja jestem jego celem…

Altsin czuje skuwający go lód, tłumi emocje i postanawia podjąć się próby zabicia seehijskiej wiedźmy. Świadomy zwyczajów rodowej zemsty, Altsin zmusza Aonel do wyrażenia prośby o zamordowanie własnej matki.

Altsin patrzył na dwie łzy spływające jej po policzkach i… nie czuł nic. Lód ciągle trzymał go w objęciach i był mu za to bardzo wdzięczny.

– Czy… – zająknęła się, nie patrząc mu w oczy. – Czy tfoja dłoń feen’dd czwi do Domu Snu dee elldanwee?

– Tak. Moja dłoń otworzy te drzwi. – Podał jej buteleczkę. – Niech jej ścieżka będzie szeroka.

Złodziej obserwuje pożegnanie matki z córką i w końcu odbiera dziewczynie truciznę. Starsza Seehijka postanawia odwdzięczyć się Altsinowi za otrucie i uwolnienie.

– Rękojeść Dengothaaga. Przekazuje moc uzdrawiającą temu, kto ją trzyma. Tylko ona może cię uleczyć. To taki – zachwiała się – pożegnalny prezent od seehijskiej wiedźmy.

Złodziej ucieka z pomieszczenia świadomy, że widok konającej na boskim mieczu kobiety będzie go prześladował do końca życia. Altsin znajduje Aonel i wspólnie planują zemstę na kapłanach.

Nasi święci mężowie, którzy zamienili Miecz boga w narzędzie kaźni, żeby napychać sobie skrzynie złotem. Jeśli wyczuli, że nikt na nim już nie wisi, wkrótce się zjawią. Dla nich też otworzymy drogę.

– Onun te alvent’hr?

To zrozumiał.

– A gdzieżby indziej? – przytaknął. – Oczywiście, że do piekła. Na samo dno.

Przez rok Altsin nie jest świadom, co właściwie wydarzyło się, gdy potarł skaleczoną dłoń o rękojeść Dengothaaga. Dopiero w czasie walki dopadnie go pewna wizja…

Kilka spoilerów (białą czcionką, widoczne po zaznaczeniu):

1. Jak wyjaśni Altsinowi Jawynder, Pożeracz Mroku był bramą do królestwa Reagwyra, który przekształcił się w samodzielny byt pożerający dusze. Krew złodzieja na klindze otworzyła przejście dla Bitewnej Pięści, odłamka duszy Reagwyra, który znalazł sobie naczynie pod postacią Altsina. Złodziej bezskutecznie walczy z boskim intruzem aż do chwili, gdy sam ląduje na Dengothaagu. Wdaje się wówczas w walkę z Kaną i Panią Losu.

2. Czy matka Aonel na polecenie Ouma użyła relikwii z Wojen Bogów, by celowo rozerwać Mrok? Przecież dzięki temu wydarzeniu uciekła Mała Kana

3. Czemu miecz Reagwyra nazywa się Pożeracz Mroku, skoro Mrok powstał po Wojnach Bogów???

4. Dlaczego kapłani Reagwyra nazywają boga wojny opiekunem ludzkości, po tym czego dokonał Bitewna Pięść?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

W jakiej kolejności czytać Meekhan? (Uszeregowane chronologicznie tomy "Opowieści z meekhańskiego pogranicza" oraz opowiadania)

Dusza pokryta bliznami (Fragment - Pyrkon 2023) - ALTSIN

Szósty tom Meekhanu w 2021 roku!